środa, 10 maja 2017

Sowie Opowieści #37 Suzanne Young - Dzikie serca



Młodość rządzi się swoimi prawami. Można się wyszaleć, być nieodpowiedzialnym i nie martwić się co będzie jutro. Ach, co to były za czasy gdy było się pięknym i młodym. Człowiek miał tyle pomysłów na siebie, a uciekający czas nie miał znaczenia. Życie od weekendu do weekendu, wspólne wyjścia po szkole na drożdżówki lub inne rarytasy. Bardzo dobrze wspominam swoje nastoletnie lata. Był to czas wielu pierwszych razów. Randek, poważnych zakupów, próby alkoholu czy całonocnych imprez. Tak powinno być u każdego, ale nie zawsze jest. Idealnym przykładem jest książka Suzanne Young „Dzikie serca”. Autorka pokazała jak może wyglądać młodzieńcze życie, kiedy poważne problemy są co krok, a odpowiedzialność decyduje o przyszłości.

Marzę, żeby Kathy odwiozła Evana do domu i żebym mogła go uściskać. On wymaga ode mnie wielkiej odpowiedzialności, ale jest mój. Bez niego jestem pusta.



Fabuła

Życie Savannah nie jest usłane różami. Jej największe problemy zaczęły, gdy przebiła ołówkiem dłoń swojego byłego chłopaka Patricka. Oczywiście została tą najgorszą, a nikt nie bierze pod uwagę faktu, że naśmiewał się jej z jej upośledzonego brata. Przez swój występek trafia do Brooks Academy, szkoły dla trudnej młodzieży. Podobno jej brak kontroli nad gniewem sprawia, że jest niebezpieczna dla otoczenia.

Na domiar złego dziewczyna sama opiekuje się młodszym bratem. Jej matka zniknęła, a ojciec woli regularnie zaglądać do kieliszka, niż opiekować się swoimi dziećmi. Ciotka Kathy chce przejąć opiekę nad chłopcem. Uważa, że Savannah się do tego nie nadaje. Dziewczyna robi wszystko, aby tak się nie stało.

Nagle w jej życiu i szkole pojawia się Cameron, który jest niebezpieczny. Dlaczego? Ponieważ można się w nim zakochać, a główna bohaterka nie może sobie na to pozwolić. Do tego Patrick nadal wokół niej się kręci. Czy Savannah wygra walkę o brata? Czy ujarzmi swoje dzikie serce i się nie zakocha? I czy Patrick da jej nareszcie spokój?


Moim zdaniem


Kocham, kocham i jeszcze raz kocham. Od pierwszego zdania, aż po ostatnie. Jakiś czasem temu zaczytywałam się w książkach
z serii „Program”. Nie mogłam sobie odpuścić najnowszego dzieła autorki. Szczególnie, że podjęła się innych wątków. Muszę przyznać, że jej styl jest jeszcze lepszy niż w poprzednich dziełach. Sama nie wiem jak to jest możliwe. Tekst się dosłownie wssysa oczami. I naprawdę nie żartuję. Od kiedy otworzyłam okładkę, nie mogłam jej wypuścić z rąk.

Savannah, to bohaterka z krwi i kości, która musi radzić sobie
z niemałymi kłopotami. Młodszy brat , którego kocha ponad wszystko, jest trudnym przypadkiem. Napady złości
i nadpobudliwość są u niego na porządku dziennym. Do tego jest kochany, słodki, a główna bohaterka nie wyobraża sobie życia bez niego. Kiedy pojawia się wizja, że mogą jej go odebrać, zrobi wszystko, aby się tak nie stało. Jednocześnie zatraca przy tym swoje nastoletnie życie. Przyjaciele, Retha i Travis, starają się jej pomóc jak mogą. Kolejnym problemem jest Patrick, który nie chce zostawić dziewczynę w spokoju oraz domaga się przeprosin.
I nagle w jej życiu pojawia się Cameron. Jest z zupełnie innego świata. Takiego, który ogląda się tylko na okładkach kolorowych gazet. Rodzące się między nimi uczucie jest magnetyczne, wciągające. Dosłownie kropka nad i całej książki. Autorka zgrabnie wplotła początek romansu między ważniejsze wątki. Chwała jej za to. Nie jest to kolejna książka, która skupia się tylko na uczuciu dwojga bohaterów. Wszystko jest wyważone
i odpowiednio dopasowane. 



Stoimy tak o chwilę za długo, żadne z nas się nie rusza. Cameron na pewno czuje, ze serce mi wali, albo przynajmniej dostrzega, że rwie mi się oddech. 





Bohaterowie pierwszoplanowi są bardzo dobrze wykreowani. Poznajemy uczucia głównej bohaterki oraz to jak postrzega świat. Nie jest głupiutka nastolatką, która zastanawia się gdzie pójść na kolejną imprezkę czy w co się ubrać. Młoda dorosła zajmująca się domem. Dlatego Cameron jej tak wadzi. Poukładane życie nagle może się rozpaść. Denerwuje mnie w jej charakterze jedno, że cały czas mówi: nie zrobię, nie zrobię, a i tak to robi. Głównie
w przypadku Camerona. Można zrzucić to na karb nastoletnich hormonów. Takie przynajmniej odniosłam wrażenie. Jakby autorka chciała pokazać, że Savannah zajmuje się poważnymi sprawami, ale w środku nadal popełnia nastoletnie błędy. Nie takie duże jak inni młodzi, ale zawsze.

Cameron to istny cukiereczek całej książki. Trochę niebezpieczny oraz tajemniczy. W swoim wnętrzu skrywa uczuciowego gościa, który ma dużo, ale lubi się tym dzielić. On tak samo, jak główna bohaterka, popełnił w życiu błąd, za który musi wziąć teraz odpowiedzialność. Autorka w bardzo subtelny sposób ukazała jaki tak naprawdę jest. Jego charakter ukazuje się czytelnikowi stopniowo podczas czytania. Jak dla mnie jest to typ wymarzonego chłopaka. 

Na uwagę zasługują także postacie drugoplanowe. Retha to totalna buntowniczka, która nie da sobie w kaszę dmuchać. Walczy
o swoje z mocą zawodnika MMA. Jest zazdrosna i zadziorna, a dla przyjaciółki oraz chłopaka zrobi wszystko. Przyjaciółka idealna, która nigdy nie zostawi w potrzebie. Travis jest bardziej spokojnym typem. Dlatego z Rethą się fajnie uzupełniają. Oddany, przyjacielski, ale tylko dla tych najbliższych. Mimo trudnego dzieciństwa, walczy o lepsze jutro. Savannah nie mogłabym sobie wyobrazić lepszych przyjaciół. Patrick to typ, którego się nielubi od pierwszego momentu. Arogancki, zapatrzony w siebie buc. Myśli, że wszystko mu się należy. Był z główną bohaterką, ale w ogóle nie zwracał uwagi na jej problemy. Liczy się tylko on i to jemu powinna poświęcać czas. Straszny z niego dziad.



Cameron nie jest rozluźniony i uśmiechnięty. Oczy ma zmrużone, a usta wygina mu grymas. Przysuwam się odrobinę bliżej, zafascynowana jego złością.






I trochę jeszcze o fabule. Przeważnie lubię, kiedy akcja rozwija się miarowo, ale ma dość dobre tempo. Tutaj nie ma miejsca na wielkie zwroty akcji, a mimo to książka plasuje się wysoko. Przede wszystkim przez swój klimat. Trochę mroczny, gnuśny, dobijający, ale z tą cudowną iskierka nadziei, że może wszystko będzie dobrze. Ten rodzaj, kiedy człowiek liczy na sukces w swoim życiu. Ta niepewność oraz jednoczesna lekka radość. Dosłownie taka jest cała książka. Właśnie przez to nie można się oderwać. Dochodzą dobrze wykreowane postacie i ciekawa historia – książka idealna. Uważam, że w swoim gatunku, to jeden z lepszych reprezentantów.  

Polecam tak bardzo mocno, że aż tupię nogami z przejęcia. Autorka pokazała siłę miłości, ale nie tylko tą romantyczną. Dała wielkie pole dla tej działającej między rodzeństwem. Nakreśliła ją w cudowny sposób. Dużo jest tutaj też odniesień do słowa poświęcenie. Ile młody człowiek jest zdolny porzucić, aby druga osoba była szczęśliwa. Czego można się wyrzec dla większego dobra. Mimo, że wątek nie jest oryginalny w ogólnym rozumieniu, to patrząc szczegółowo już tak. Połączenie, wszystkich najważniejszych wątków, sprawia że pomysł jest nowatorski. Swoisty powiew świeżości. Gwarantuje, że książka jest warta poświęcenia dla niej czasu. Nie będzie on stracony, a wręcz odwrotnie. Przyniesie wiele nauki i otworzy oczy na kwestie, które w pośpiechu dnia codziennego pomijamy.







Moja ocena: 6/6

A Wy znacie już coś z twórczości Suzanne Young? Mam nadzieję, że recenzja Was przekonała, żeby dać szansę „Dzikim sercom”. High wing sowixy :D

Za książkę dziękuję Monice oraz wydawnictwu Feeria Young.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz