wtorek, 6 czerwca 2017

Sowie opowieści #43 Natasha Preston - Uwięzione



Książki, książki i jeszcze raz książki. Kocham je od wypierdkowych lat. Pozwalają mi odlecieć do innej rzeczywistości, kiedy w mojej jest nieciekawie. Dzięki prostym słowom i własnej wyobraźni zwiedziłam już cały Świat. Są jednak powieści, które zabierają czytelnika w miejsca, do których nie chciałby się fizycznie wybrać. Jedną z takich pozycji są „Uwięzione” Natashy Preston. Wykreowana przez nią rzeczywistość jest do bólu realna, a człowiek długo po przeczytaniu nie wie czy chce zmagać się z życiem codziennym.

Nagle wszystkie dźwięki nabrały mocy - jego głęboki, urywany oddech oraz jej charkot i dławienie się. W ciągu kilku sekund ona zamilkła. Coś uderzyło o podłogę. Potem słyszałam już tylko jego.





Fabuła

Summer to pogodna dziewczyna, która cieszy się życiem. Nie boi się podejmować wyzwań i sama wyznacza drogę, którą chce podążać. Nie ma dla niej rzeczy niemożliwych, a kiedy ktoś jej czegoś zabrania – jeszcze bardziej tego chce. W swojej miejscowości jest dobrze znana, czuje się tu bezpiecznie. Do czasu... Pewnego wieczoru wybiera się na imprezę. Odmawia, kiedy jej chłopak Lewis chce ją odprowadzić. Decyzja okazuje się tragiczna w skutkach, ponieważ główna bohaterka zostaje uprowadzona. Brutalnie wrzucona do samochodu, a następnie zamknięta w piwnicy, która jest już zamieszkała. Jak poradzi sobie z wyzwaniami, które postawi przed nią porywacz? Czego mężczyzna tak naprawdę chce?
I najważniejsze: czy Sum kiedykolwiek wróci do domu?


Moim zdaniem

Mocna, prawdziwa i wciągająca, taka właśnie jest książka Natashy Preston. Summer, zostaje uprowadzona przez niestabilnego mężczyznę, który próbuje stworzyć własną rodzinę. Kiedy główna bohaterka trafia do nowego „domu” poznaje tam inne dziewczyny. Niektóre z nich przetrzymywane są od lat. Nastolatka jest zdeterminowana, aby wydostać się z pułapki. Chce wrócić do najbliższych
i wieść poprzednie życie. Jednak nie jest to takie proste.
Z czasem uczy się grać w grę, którą jej i trzem innym dziewczynom narzuca porywacz. Czy do końca zatraci siebie? Co zrobią jej bliscy, aby odzyskać Summer? Czy determinacja nastolatki pomoże jej wyjść cało z opresji?

Największą zagadką powieści jest to: jak można stworzyć dzieło, które jest jednocześnie wciągające, a w wielu momentach nudne. Tak, dobrze czytasz. Jedna książka wywołała u mnie dokładnie takie uczucia. Na samym początku byłam strasznie ciekawa co się stanie. Dlaczego mężczyzna kieruje się takimi działaniami, a nie innymi. Dlaczego zmienia dziewczynom imiona i trzyma je
w piwnicy. Jednocześnie widać, że się o nie troszczy, nie chce żeby stała się im krzywda. Można powiedzieć, że na swój własny sposób je kocha. Do dalszego czytania nakręcała mnie chęć poznania jego motywów. Dlaczego stał się taki. Co na niego wpłynęło oraz co swoimi działaniami chce osiągnąć. Z biegiem fabuły dowiedziałam się, ale musiałam przejść przez utarte schematy codziennego dnia dziewczyn. Porywacz narzucił im kiedy mają się myć, jeść, co robić
w czasie wolnym. Dawał troszkę miejsca na własna inwencję, ale wszystko było pod ścisłą kontrolą. Podczas czytania można się wynudzić. Dlaczego? Ponieważ ile razy można czytać, o sprzątaniu blatów czy oglądaniu filmu. Całą sprawę ratuje odkrywanie, jak zmienia się podejście i uczucia głównej bohaterki. W jaki sposób topnieje jej determinacja. Wyjątkowo dobrze widać to w odniesieniu do dziewczyn, które są od lat
w zamknięciu. Wydawać by się mogło, że pasuje im obecny stan rzeczy. Tak naprawdę jest to system obronny. Wolą przyjąć obecną rzeczywistość, niż wierzyć w ratunek, który może nie przyjść. Patrząc na całokształt można odkryć, że codzienne przestawianie rutyny Sum jest zabiegiem celowym. Autorka chciała pokazać jak niesprzyjające warunki „łamią ducha” oraz zmieniają osobowość. Teraz to wiem, ale podczas czytania czułam często znużenie. Pojawiało się także inne uczucie. Im częściej poznawałam psychikę porywacza, tym czułam się gorzej. Książka zaczynała wpływać na moje samopoczucie. Miałam w sobie coraz więcej obaw. Bałam się co się stanie z dziewczynami i jednocześnie oglądałam się za siebie żebym nie skończyła jak one. Jest to może myślenie irracjonalne, ale nie mogłam nic na to poradzić.


Okropnie mnie przerażało, kiedy obie się martwiły. Widziały już tak wiele i przyzwyczaiły się do takiego życia, ale teraz one też się bały. Zastanawiałam się, czy to przeze mnie Clover zaczął się tak zachowywać. 



Zmienne nastroje chorego mężczyzny wywoływały u mnie przerażenie. Fragmenty opowiadane przez Lewisa, były jak chwila oddechu w spirali psychozy. Tak samo było z momentami, kiedy główna bohaterka wspominała swojego chłopaka. Jak się poznali, co do niego czuła oraz jak bardzo chciałaby być z nim. Bardzo dobrze, że autorka je umieściła, bo nie wiem czy sama bym nie zwariowała.

Ciekawym zabiegiem jest pokazywanie, tego samego zagadnienia,
z zewnątrz i wewnątrz, tzn. co przeżywały dziewczyny oraz najbliżsi Summer. Autorka pokazała jak porwanie wpłynęło na rodzinę i chłopaka Sum. Całość została przedstawiona bardzo realistycznie, szczególnie siła młodzieńczej miłości. Lewis do końca walczył, szukał, starał się znaleźć swoją dziewczynę. Myślę, że niejedna dziewczyna zakocha się w jego determinacji.

Niejednokrotnie prychałam z frustracji. Szczególnie, kiedy odnalezienie dziewczyn było na wyciągnięcie ręki. Kolejne niepowodzenia wywoływały
u mnie zgrzytanie zębów. Straszne jest wiedzieć co się dzieje, a nie móc nic zrobić. Irytacja sięga zenitu, a ja krzyczałam do Lewisa, że jest na dobrej drodze. Szkoda, że nie nie słyszał... Dokładnie takie same uczucia miałam, kiedy „wchodziłam” w umysł Clovera, porywacza. Nie wiedziałam co się za chwilę stanie.

Bohaterowie to istny cyrk osobowości. Clover, czyli porywacz, jest tak złożony. Dla otoczenia jest ułożonym i skrytym mężczyzną, który wykonuje powierzone mu obowiązki. W pieleszach domowych wychodzi z niego niestabilny osobnik, który marzy o rodzinie. Nie potrafi jednak jej stworzyć
w normalny sposób. Trauma z dzieciństwa, zdrady taty i skomplikowana osobowość matki wpłynęły na jego obecny stan. Najgorszym momentem książki jest chwila, kiedy pomyślałam: Ojej, a Clover jest też ofiarą. Chwila... Co? Tak, dobrze czytasz. Autorka zmanipulowała moimi uczuciami w taki sposób, że chyba sama miałam przez chwilę syndrom Sztokholmski. Aż sama się sobie dziwię. Ostatecznie odbieram go jako osobnika chorego, którego życie ukształtowało w taki sposób.


Żadne z nas się nie odezwało, a ja ciągle nie podnosiłam na Lewisa wzroku. Przebywanie z nim w jednym pomieszczeniu prawie bolało. Coraz wyraźniej słyszałam jego kroki, kiedy się zbliżał. Poczułam, jak łóżko ugina się pod jego ciężarem, a kątem oka zobaczyłam kawałek jego nogi. 



Rose, Poppy, Violet przejawiają różny stan przywiązania do Clovera. Im dłużej żyją w zamknięciu, tym bardziej są mu oddane. Czasem nie wiadomo czy ze strachu co może zrobić czy przez syndrom Sztokholmski. Najbardziej zżyłam się z główną bohaterką. Pewnie dlatego, że przez całą książkę, można odkryć drogę jaką przeszła. Od porwania, do swoistej akceptacji stanu w jakim się znajduję. Niejednokrotnie mnie irytowała, ale za chwilę jej współczułam. Autorka bardzo dobrze odzwierciedliła uczucia osoby, która została porwana. Wahania nastrojów, podejmowanie absurdalnych decyzji. Z czasem, miałam wrażenie, że zwariowałam z dziewczynami, które są w piwnicy. Rozumiałam ich tok myślenia
i dlaczego takie są. Przykro było patrzeć jak Summer traci nadzieje. Jej światło gasło z każdym kolejnym dniem. Nie wiem gdzie zagubiła się ta dziewczyna, ale na końcu książki to już nie była ta sama osoba co na początku.

Podsumowując: mocna i prawdziwa książka, która przedstawia wstrząsającą historię. Kiedy człowiek uświadamia sobie, że takie rzeczy dzieją się naprawdę – odczuwa ją jeszcze mocniej. I może wydawać się to głupie, ale nagle przestała mi przeszkadzać nadopiekuńczość bliskich. Moje poczucie bezpieczeństwa jest mniejsze, niż przed poznaniem „Uwięzionych”. Nagle chłopak może odprowadzać mnie gdzie tylko chce... Nie zmieniłam swojego charakteru, ale stałam się ostrożniejsza. Jeśli autorka chciała osiągnąć taki efekt, to jej się to udało. Realnie przedstawione wydarzenia naprawdę dają do myślenia. Dbałość
o szczegóły wpłynęła na realizm sytuacji. Książka jest przestrogą, szczególnie dla butności nastolatków. Nie chodzi o ograniczenia ich świata, ale o ochronę przed potworami pokroju Clovera. Polecam sięgnąć po tytuł, ponieważ jest to bardzo dobry przykład literatury zmieniającej życie. Do teraz czuję strach i zupełnie inaczej patrzę na kwiaty. 








Moja ocena: 6/6 



A czy Ty znasz już powieść „Uprowadzone”? Lubisz książki wpływające na psychikę i postrzeganie świata zewnętrznego? Bardzo mocno polecam „Uwięzione”.

Za książkę dziękuję wydawnictwu Feeria Young oraz Monice.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz